Throne & Liberty, od NCSoft, czyli twórców legendarnej serii Lineage, obiecuje intensywne doświadczenie MMO z dużym naciskiem na masowe PvP i (między)gildyjną dramę. Lineage II w okolicach roku 2007 było moją pierwszą miłością w gatunku MMORPG, więc z Throne & Liberty wiązałem dość duże oczekiwania. Okazało się, że w pierwszym miesiącu (październik 2024) utopiłem w […]
Gdyby filmy superbohaterskie nie były robione na jedno kopyto, Venom mógłby prawdziwie rozwinąć swoje ko(s)miczne skrzydła. Niestety cierpi na schorzenia takie jak „miałka główna linia fabularna” oraz „do bólu banalny antagonista”. Na szczęście jest Tom Hardy i jego prześwietna kreacja głównego bohatera.
Pierwsze informacje o planowanej produkcji Venoma nie wzbudziły we mnie żadnej ekscytacji. Lubię filmy produkowane przez SONY, ale w pajęczym uniwersum tego wydawcy nie działo się w ostatnich latach nic ciekawego. A jak się działo, to za sterami zasiadał Disney. Na szczęście okazało się, że w projekt zaangażowany jest Tomek — i to był strzał w dziesiątkę.
Główna oś fabularna podążą utartą ścieżką znaną z innych filmów superbohaterskich. Zwłaszcza tych, które przedstawiają początki ich przygód. Na szczęście dzięki skupieniu się bardziej na wewnętrznej walce między Eddiem Brockiem (Tom Hardy) i Venoma (głos Toma Hardy'ego), otrzymaliśmy całkiem dynamicznie (a miejscami mocno komicznie) zarysowaną relację, która napędza cały film. Ten duet po prostu tak mocno wypalił, że nieistotne stały się niektóre wybrakowane elementy fabularne. Na koniec z seansu wychodzi się z uśmiechem na twarzy.
Nie można jednak wybaczyć tej produkcji wyjątkowo oklepanego wątku głównego złego. Tak banalnego antagonisty nie widziałem od dawien dawna. Aktorzy drugoplanowi też nie zapadają w pamięć, więc tym bardziej nie dziwi mnie ogromny kontrast między ich kreacjami a Tomem Hardym.
Do tego chodzą słuchy, że z filmu wycięto około 40 minut scen — i niestety miejscami jest to widoczne gołym okiem. Być może doczekamy się kiedyś wersji reżyserskiej, bo każda chwila z Tomkiem i Venomem to chwila warta grzechu. Nie mniej jednak niesmak po zmarnowanym potencjale fabularnym pozostaje. Mam nadzieję, że sequel (jeśli takowy powstanie) naprawi błędy pierwowzoru.
