Throne & Liberty, od NCSoft, czyli twórców legendarnej serii Lineage, obiecuje intensywne doświadczenie MMO z dużym naciskiem na masowe PvP i (między)gildyjną dramę. Lineage II w okolicach roku 2007 było moją pierwszą miłością w gatunku MMORPG, więc z Throne & Liberty wiązałem dość duże oczekiwania. Okazało się, że w pierwszym miesiącu (październik 2024) utopiłem w […]
Z dwóch wojen światowych to ta pierwsza jest moją ulubioną - jeżeli w ogóle można tak powiedzieć o wojnie. Gdy kula, od której zginął Franciszek Ferdynand, przebiła również napompowany do granic możliwości balon (pełny imperialistycznych zapędów i wielu, wielu innych czynników), rozpoczął się konflikt, który na zawsze zmienił oblicze wojny. Valiant Hearts: The Great War opowiada właśnie o tej wojnie. I o każdej innej.
Fabuła, chociaż bardzo liniowa, angażuje gracza i zapada w pamięć - głównie dzięki świetnie napisanym postaciom. Czworo bohaterów różnych nacji i różnego pochodzenia rozsianych jest po froncie zachodnim. Robią wszystko by przetrwać, ale w trudnych momentach nie opuszcza ich człowieczeństwo i chęć pomocy bliźniemu. Ich drogi krzyżują się kilkukrotnie, a towarzyszy im przesympatyczny pies ratowniczy wabiący się Walt. W trakcie zabawy wiele razy się uśmiechałem, ale zwykle nie z powodu jakiegoś zabawnego momentu lub żartu - po prostu byłem szczęśliwy, bo udało mi się pomóc którejś z postaci.


Wszystkie emocje widoczne na ekranie spotęgowane są przez naprawdę przepiękną, świetnie dobraną ścieżkę dźwiękową. Natomiast dotarcie do napisów końcowych zajmuje około sześciu godzin i bynajmniej nie jest to żmudny wysiłek. Gra się lekko i łatwo stracić poczucie czasu. Dzięki temu rozgrywka jest satysfakcjonująca do samego końca.

Gra w nieinwazyjny sposób stara się również edukować gracza. Lektor tylko nakreśla rys historyczny, natomiast o konkretniejszych faktach można przeczytać w jednej z zakładek menu. Niektóre fotografie lub ich opisy zostały w mojej głowie na znacznie dłużej, niż nawet najbardziej dramatyczne sceny z wielu gier wojennych. Gra uwypukla ludzką stronę wojny i żołnierzy, a wiarygodności dodaje dziennik z listami, których treść wzorowana były na autentycznej korespondencji z tamtego okresu.


Na pierwszy rzut oka Valiant Hearts: The Great War wygląda jak typowa platformówka, ale na szczęście to, co widzimy na ekranie, nie pozwala się nudzić. Podoba mi się to, że nie oparto całej gry na jakimś jednym pomyśle. Są sekwencje skradankowe, walki z bossami, całkiem pomysłowe zagadki i zabawne sceny pościgowe, w których muzyka gra jedną z głównych ról. W grze znajdziemy też całkiem sporo QTE, ale zostały one bardzo zgrabnie wplecione w rozgrywkę. Zwykle pojawiają się tylko w tych bardziej dramatycznych momentach, by dodać pewnych walorów danej scenie, a nie pokazać ją w pseudointeraktywny sposób. No i nie zapomnijmy o miejscami smutnej, ale chwytającej za serce historii. Valiant Hearts: The Great War to powiew świeżości, który porusza.
Do tego wygląda równie wyjątkowo. Do produkcji wykorzystano silnik UbiArt Framework, który sprawuje się świetnie w kwestii ożywiania komiksowo-karykaturalnego stylu graficznego Valiant Hearts. Lokacje są zróżnicowane i pomimo wykorzystania tylko dwóch (i pół) wymiarów, elementy tła często okazują się po prostu kolejną częścią mapy. Jeżeli się zgubimy, albo nie mamy pomysłu na rozwiązanie zagadki, z pomocą przychodzi prosty system podpowiedzi, który dostępny jest na wszystkich poziomach trudności oprócz najwyższego.

Valiant Hearts: The Great War opowiada o I wojnie światowej z punktu widzenia zwykłych ludzi. Mówi o potwornościach wojny - w tej wielkiej i tej małej skali. Opowiada o tym za pomocą słów lektora, za pomocą obrazów i przede wszystkim za pomocą muzyki. Do tego uczy, wzrusza i ma w sobie tę pozytywną iskrę, która zmusza do chwili zastanowienia nad tym co było i co jest, oraz do wyciągania wniosków. I chociaż miejscami może wydawać się nieco zbyt prosta, to na pewno nie jest ani infantylna, ani schematyczna.
