Starfielda dorwałem w Game Passie — jak zapewne wiele innych osób. Z początku nie oczekiwałem na tę grę jakoś ochoczo, ale gdy w dniu premiery wpłynąłem na gwiezdnego przestwór oceanu — całkiem mocno się wciągnąłem. Nie jest to może poziom wciągania Skyrima, przy którym 12 lat temu nastukałem 40 godzin w 3 dni, ale i […]
Co jakiś czas można trafić na grę, która poruszy Cię gdzieś tam w środku. Zwykle jest to uczucie wzruszenia, smutku lub radości. Jednak po raz pierwszy jakaś opowieść zdołała wyciągnąć ze mnie prawdziwe pokłady nienawiści i chęci zemsty. I nie tylko!
The Last of Us: Part II poruszyło mnie dogłębnie, bo nie sądziłem, że mogę tak znienawidzić fikcyjną postać. Oczywiście nie mam zamiaru zdradzać żadnych fabularnych szczegółów, bo najlepiej to przeżyć na ”własnej” skórze.

Jeśli podobnie jak ja unikacie survival horrorów - nie musicie się za bardzo obawiać. The Last of Us Part II na pierwszy plan wysuwa świetnie opowiedzianą historię i jej bohaterów, a zombie - chociaż miejscami dość wymagające, nie są aż tak straszne jak niektóre czyny postaci, które spotkacie w grze.
Jaka ta gra jest dobra! Już pomijam fakt, że to technologiczny majstersztyk, który ulepsza już doskonałą część pierwszą. Te emocje, poczucie prawdziwej straty i gotująca się w graczu nienawiść - to jest coś, z czym wcześniej nie miałem styczności w żadnej grze.

Nieco ponad 20 godzin potrzebne na ukończenie fabuły mija błyskawicznie i nigdy nie ma się poczucia, że robimy coś na siłę albo twórcy próbowali cokolwiek sztucznie wydłużyć.
Także, jeśli nie mieliście jeszcze okazji zbadać tej serii - bardzo polecam. Piszę serii, bo nie widzę powodu, by tę przygodę rozpoczynać od części drugiej. O nie! Proszę ładnie, po kolei i na spokojnie poznać całą historię Joela i Ellie.

