Team Ninja obiecało grę osadzoną w czasach burzliwych przemian XIX-wiecznej Japonii, kiedy tradycja zderzała się z nowoczesnością. Od zawsze fascynowała mnie epoka samurajów – miecze, honor, rywalizacja klanów. Kiedy więc zobaczyłem pierwszy zwiastun „Rise of the Rōnin”, wiedziałem, że muszę w to zagrać. Czy ta produkcja spełniła moje oczekiwania? Największym atutem Rise of the Rōnin […]
Czy twórcom udało się podołać legendzie? Ile whiskey potrafi wypić Max? Czy warto kupić tę grę? I co łączy Maxa z Wojciechem Cejrowskim. Na te i inne pytania odpowiem już za chwilę. Trzecia część Maxa Payne'a nie była przeze mnie jakoś specjalnie wyczekiwana. Byłem jednak spokojny, jeżeli chodzi o jakość gry. Rockstar to Rockstar.
Nie będę Wam mówił czym jest ta gra oraz kim jest Max Payne. Wszystko to możecie sprawdzić sobie w Internecie. Mnie interesuje tylko i wyłącznie jedno pytanie. Dlaczego warto kupić tę grę? Odpowiedź jest bardzo prosta. BO TAK! W tej grze prawie wszystko jest wykonane tak jak trzeba, a do doskonałości brakuje jej "tyci tyci".
Na pewno wielki plus należy się za fabułę, która nie odcina kuponów i jest na tyle rozległa, że starcza na co najmniej 10 godzin. Oczywiście wliczając w to kilka potwornie trudnych momentów. I właśnie ten nierówny poziom trudności jest największym mankamentem, jeżeli chodzi o trzecią część Maxa Payne'a.
Wyobraźcie sobie sytuację, w której po bezproblemowym przejściu mniej więcej połowy gry, nagle trafiacie do lokacji, której nie idzie w żaden sposób przejść. I jedynym wyjściem jest nauczenie się na pamięć pozycji oskryptowanych przeciwników, którzy zawsze pojawiają się w tym samym miejscu. Powodem takiej sytuacji są punkty kontrolne, a raczej ich brak w kilku naprawdę strategicznych miejscach. Przejdźmy jednak do elementu, który jest najważniejszy w serii Max Payne, czyli efektu Bullet-Time. Został on znacznie usprawniony względem pierwszej i drugiej części. Teraz gry Max napotka jakąś przeszkodę na drodze swojego skoku uderzy w nią w dosyć realistyczny sposób i upadnie, gdzie widać, że efekt ragdoll został znacznie usprawniony.
Wracając jednak do Bullet-Time'u został on bardzo dobrze zaimplementowany do trybów sieciowych. Niektóre akcje, które można przeprowadzić w trybie multiplayer wyglądają naprawdę przekozacko. Można grać standardowo i strzelać zza osłon, które nigdy w grach śmigających na silniku RAGE nie działały zbyt dobrze. Albo zaskoczyć przeciwników i rzucić się przez okno, by w zwolnionym tempie porozwalać ich wszystkich.
Będąc już przy multiplayerze powiem tylko, że jest po połączenie rozgrywki podobnej do Red Dead Redemption z rozwojem postaci rodem z Call of Duty. Gracz może personalizować swojego awatara na różne sposoby, jednak najważniejszą cechą jest waga. Można wyposażyć się tylko w karabin licząc na szybkość postaci i regenerację życia, lub ubrać się od stóp do głów z całym osprzętem i rozwalać wszystko na około niczym ludzki czołg - oczywiście licząc się z konsekwencjami.
Rockstar wraz z premierą Maxa Payne'a 3 zaktualizował swój Social Club dodając do niego funkcję CREWS. Funkcjonuje to jak grupy lub gangi, które grając wspólnie na jednym serwerze dostają więcej punktów doświadczenia i jakieś bonusy. Ogólnie tryb multiplayer jest raczej standardowy i widać, że jest to przystawka do dania głównego, czyli kampanii dla pojedynczego gracza. Fabułę w tej grze można określić czterema słowami - dorosła, ciekawa, krwawa i zajebista. Ogólnie najjaśniejszą gwiazdą w tej grze jest oczywiście główny bohater. Max to zapijaczony, zmęczony życiem były glina, który nie może pogodzić się ze stratą swojej rodziny. Żyje przeszłością, nie ma nic do stracenia i nic go też specjalnie nie obchodzi. Max, w trzeciej części trafia do Sao Paulo w Brazylii, gdzie dzieje się większa część wydarzeń z gry. Jednak kilka rozdziałów w formie retrospekcji zabiera gracza z powrotem do Nowego Jorku, więc gracze, którzy tęsknią za klimatem z pierwszej i drugiej części będą czuli się jak w domu.
Zdawać by się mogło, że Max Payne 3 to gra, która wraz z metamorfozą głównego bohatera i zmianą otoczenia zrywa z mrocznym klimatem znanym z poprzednich odsłon. Otóż nie! Owszem, w pewnym momencie Max goli się na łyso i łudząco przypomina Walta z serialu Breaking Bad oraz przywdziewa koszulę a'la Wojciech Cejrowski, ale jest to ciągle ten sam, zgorzkniały, zmęczony życiem człowiek. Nie mogło też zabraknąć sarkastycznych komentarzy Maxa, które z jednej strony śmieszą, a z drugiej dołują. Pochwalić też można kreacje postaci drugoplanowych, jednak tylko część z nich jest warta zapamiętania. Ciekawie wyszedł natomiast zabieg nie tłumaczenia kwestii wypowiadanych przez Brazylijczyków. Pozwala to lepiej wczuć się w postać Maxa, który nie rozumie portugalskiego, ale potrafi ciekawie skomentować taką sytuację. Od strony graficznej gra jest naprawdę piękna, chociaż momentami widać, że silnik RAGE już się nieco zestarzał.
Siłą tego tytułu są bardzo szczegółowe lokacje, w których większość przedmiotów można zniszczyć lub uszkodzić. Praktycznie każdej strzelaninie w grze towarzyszą latające kawałki mebli w powietrzu. Wtedy przydaje się funkcja pauzy, która pozwala obejrzeć zatrzymaną scenę z każdej strony. Na koniec dwa zdania o sterowaniu. Po pierwsze, można zmienić przypisanie triggerów. Po drugie, dostępna jest opcja automatycznego celowania, również w multiplayerze. Jednak celowanie jest naprawdę proste i polecam grać bez żadnych wspomagaczy.
Trzecią część Maxa Payne'a można porównać do czwartej odsłony Metal Gear Solid. Połączenie znanych z poprzednich części rozwiązań z duchem współczesności przy jednoczesnym zachowaniu świetnego klimatu. Max Payne 3 jest taki jaki powinien być i takim bym go zostawił. Mam nadzieję, że o kolejnych grach ze studia Rockstar Games będę mówił w podobnych superlatywach. Oczywiście można narzekać na kilka pomniejszych błędów i nierówny poziom trudności, ale co jak co Rockstar wie jak robić dobre gry.