Team Ninja obiecało grę osadzoną w czasach burzliwych przemian XIX-wiecznej Japonii, kiedy tradycja zderzała się z nowoczesnością. Od zawsze fascynowała mnie epoka samurajów – miecze, honor, rywalizacja klanów. Kiedy więc zobaczyłem pierwszy zwiastun „Rise of the Rōnin”, wiedziałem, że muszę w to zagrać. Czy ta produkcja spełniła moje oczekiwania? Największym atutem Rise of the Rōnin […]
Pomyśl, co by było, gdybyśmy nie musieli martwić się naszą kolekcją płyt, gier, figurek i kinder niespodzianek. Że coś się stanie, coś pęknie, coś się stłucze i straci na wartości. Przecież to stoi (albo leży) w jednym miejscu całymi latami. Często w szufladach, pudłach, pod łóżkiem…
Ludzie utożsamiają przedmioty materialne z bogactwem, statusem społecznym i przyjemnością. Jesteśmy kolekcjonerami. Zbieramy badziewia, samochody, dzieła sztuki i znaczki. Wmawiamy sobie, że to nasze hobby. Że czujemy się dzięki tym przedmiotom w jakiś sposób spełnieni (klocki LEGO się nie liczą, bo dzięki nim rzeczywiście jestem lepszym człowiekiem).
Do tego podświadomie dążymy do zebrania wszystkich możliwych elementów danej kolekcji, chociaż bardzo często już na początku zdajemy sobie sprawę, że to niemożliwe (to niestety tyczy się też klocków LEGO). I nie mam tu na myśli problemów z finansowaniem zbioru. Po prostu - kolekcjonowanie nigdy się nie kończy. Nawet gdy zbierzemy wszystkie Pokemony - chcemy więcej (chociaż ja dałem sobie spokój po zebraniu 151 - to były czasy...).
Jesteśmy zdobywcami, a poprzez kolekcjonowanie spełniamy naturalną żądzę myśliwego. Zbieramy dla sportu. Tak jak rozgrywki sportowe toczą się w nieskończoność - co roku jest nowy sezon, co roku jest nowy zwycięzca. Niekończąca się opowieść...(to był dobry film, ale ileż można?).
Kolekcjonerzy mają więcej zmartwień (i mniej miejsca w domu)
Wszystko co posiadamy jest zarejestrowane w mózgu jako nasza własność, a o naszą własność się przecież troszczymy – i martwimy. Więc im więcej posiadamy, tym więcej mamy zmartwień. A gdy w końcu dostrzeżemy czyhające w ukryciu lawiny stresu, zadajemy sobie pytanie: Skąd się bierze ten stres? Przecież mam (w miarę) poukładane życie, mam tyle ładnych rzeczy, niczego mi nie brakuje (wyjątkiem są imprezy przy konsoli - zawsze jest o jeden pad za mało).
Dlatego warto od czasu do czasu zadać sobie jeszcze jedno pytanie:
CZY TO JEST DLA MNIE WAŻNE?
To podstawowe pytanie, które może rozwiać wiele wątpliwości, uwolnić mnóstwo dodatkowego czasu i środków finansowych. Jeżeli odpowiedź brzmi: "Nie" - wyeliminuj albo po prostu zignoruj daną czynność lub rzecz. I zajmij się tym, co uzyskało odpowiedź twierdzącą.
Można się naprawdę zdziwić, gdy po latach wykonywania jakiejś czynności, zbierania czegoś, czy opłacania jakiegoś abonamentu, okazuje się, że to nie były wcale niezbędne w naszym życiu rzeczy. A wystarczyło zadać sobie jedno pytanie.
Oczywiście nie chodzi o to, by wyzbyć się wszystkiego co zbędne, łącznie z tym, co sprawia nam przyjemność. Starajmy się jednak rozpoznać, co ma dla nas konkretną wartość lub jest prawdziwą przyjemnością, a co powoduje jedynie chwilowe uwolnienie endorfin, jest zardzewiałym nawykiem lub służy jako zwykły wypełniacz przestrzeni i czasu.
Oprócz tego, jeżeli chcemy zabrać się za ponowną ewaluację naszych marzeń, celów i tego co robimy, nie idźmy na skróty pozbywając się rzeczy, które wydają się trudne. Zamiast tego pozbądźmy się tego co łatwe i niewymagajace, a uwolnione w ten sposób środki przeznaczmy na to, co wcześniej sprawiało nam trudność. „Sprawiało” (zwróć uwagę na czas przeszły), bo teraz okaże się znacznie łatwiejsze. Gwarantuję.