Throne & Liberty, od NCSoft, czyli twórców legendarnej serii Lineage, obiecuje intensywne doświadczenie MMO z dużym naciskiem na masowe PvP i (między)gildyjną dramę. Lineage II w okolicach roku 2007 było moją pierwszą miłością w gatunku MMORPG, więc z Throne & Liberty wiązałem dość duże oczekiwania. Okazało się, że w pierwszym miesiącu (październik 2024) utopiłem w […]
Dokładnie 2 lata po premierze Killzone 2 światło dzienne ujrzała trzecia część tej ekskluzywnej dla konsol Sony serii. Czy twórcy ze studia Guerrilla Games postawili na innowacje czy może uznali, że lepiej nie ruszać kury znoszącej złote jajka? I czy polska wersja Killzone 3 pozbyła się syndromu “cholery”?
Smród, brud i ubóstwo. Tak właśnie wygląda i pachnie planeta zamieszkiwana przez Helghastów. Nacja ta, przywodząca na myśl hitlerowców, miała burzliwą, acz krótką historię, która obraca się wokół konfliktu z ISA (Interplanetary Strategic Alliance). Trzecia część rozpoczyna się dokładnie po wydarzeniach z Killzone 2. Scolar Visari - ”führer” Helghastów - został zabity przez Rico Velasqueza, który zignorował rozkaz zwierzchników, by pozostawić autarchę przy życiu.
W tym momencie fabuła dzieli się na dwa główne nurty. Jeden przedstawia zmagania głównego bohatera Tomasa Sevchenko, Rico Velasqueza i małego oddziału żołnierzy pod wodzą kapitana Narville’a (któremu w polskiej wersji głosu użyczył Jan Englert) w próbie ewakuowania się z planety. Drugim wątkiem jest walka o władzę na Helghanie między admirałem Orlockiem i Jorhanem Stahlem - właścicielem korporacji Stahl Arms, która dostarcza Helghastom broń najnowszej generacji. O ile Stahl (mówiący głosem Edwarda Linde-Lubaszenki) to typowy “zły” charakter typu zwariowanego doktorka, o tyle admirał Orlock, wyglądający jak Józef Stalin ze szczyptą Hitlera, jest naprawdę wiarygodnie oddany i wydał mi się najsympatyczniejszą postacią w całej grze.
Polityczny wątek mocno urozmaica fabułę, dzięki czemu cutscenki są nie tylko bogate w wybuchy i epickie akcje, ale także pozwalają posłuchać paru inteligentnych i ciekawych dialogów, które zostały spolszczone podobnie jak w poprzedniej części. Jednak tym razem niepodzielnie rządzą „kury, cuje i popie*doleńcy”. Chyba ani razu nie usłyszałem żadnej “cholery”, która w drugiej części gościła w każdym niemal zdaniu. Różnorodność wulgaryzmów połączona z dobrze dobranymi głosami pozwala przejść całą grę bez krzty zażenowania. Bardzo dobrym zabiegiem twórców było dodanie komentarzy współtowarzysza jakim jest Rico, który na przykład po tym jak gracz strzeli pięknego headshota krzyczy “Urwałeś mu łeb!”. Niby nic, a podnosi na duchu i wprowadza akcent humorystyczny.
Rozgrywka na średnim poziomie trudności zajęła mi około 7 godzin, ale za to jakich! Misje promujące pozostawanie w ukryciu, eliminowanie pojedynczych celów za pomocą karabinu snajperskiego, latanie jetpackiem, czy przerzedzanie szeregów wroga siedząc za sterami mecha. Jest nawet chwila, gdy trzeba ostrzeliwać statek kosmiczny. Wprowadzenie bardziej dynamicznego sterowania (skrzyżowanie Killzone 2 z Call of Duty) pozwoliło na zgromadzenie wokół produkcji szerszej liczby graczy.
Technicznie Killzone 3 to majstersztyk na potęgę. Grafika względem poprzedniczki uległa podrasowaniu widocznemu gołym okiem, chociaż raz czy dwa można dostrzec słabsze tekstury. Efekt padającego śniegu też robi swoje, dodając uroku i pewnego rodzaju klimatu, a animacje postaci, na przykład podczas cichego zabójstwa, to już kosmos. Wrogowie są inteligentni i potrafią zajść graczowi za skórę. Generalnie Killzone 3 dzięki brudowi i świetnym efektom wizualnym jest realistyczny i wiarygodny, ale przedstawiona trochę “komiksowo” krew kontrastuje to uczucie. Muzyka w grze wyszła z pod ręki autora ścieżki dźwiękowej do poprzedniej części i utrzymuje ten sam, mistrzowski poziom.
Wielce udanym elementem jest możliwość przejścia całej fabuły na pdzielonym ekranie. Jedyną różnicą jest dodatkowy bohater. Oprócz Rico (sterowanego przez sztuczną inteligencję) i Seva, pojawia się także Natko znany z Killzone 2. Jeżeli zaciągniecie przed telewizor kogoś potrafiącego chociaż trochę obsługiwać dwa analogi jednocześnie, to na pewno nie pożałujecie.
Drugim dodatkiem jest obsługa kontrolera ruchowego Playstation Move. Miałem przyjemność grać w MAG (przeczytaj krótką recenzję tej sieciowej strzelaniny dla maksymalnie 256 graczy), które także miało zaimplementowaną obsługę Move. Pod tym względem Killzone 3 wgniata MAG w beton. Bezproblemowa kalibracja prowadzi do bardzo intuicyjnego siania pożogi nie tylko w trybie dla pojedynczego gracza. Jednak nie wiedzieć czemu, nie można używać Move podczas gry na podzielonym ekranie. Warto jeszcze wspomnieć, że gra obsługuje technologię 3D.
Oprócz kampanii singleplayer drugim elementem, do którego twórcy na pewno się przyłożyli jest tryb sieciowy. Gra się bardzo przyjemnie, zwłaszcza w trybie “Strefa Wojny”, który oferuje ciągłość rozgrywki przez kilka rund ze zmieniającymi się zadaniami. Obecność mechów i jetpacków wprowadziła jeszcze większą różnorodność, dzięki czemu każdy znajdzie coś dla siebie. Rozwój postaci opiera się na kilku dostępnych klasach, którym wraz z rosnącym poziomem doświadczenia dokupuje się nowe bronie i umiejętności. Każda klasa się przydaje i nawet gracz-samotnik będzie mógł spokojnie dać sobie radę.
Killzone 3 to pełnoprawna kontynuacja, której dojrzała fabuła nie skupia się tylko na historii głównego bohatera, a przedstawia także bardzo ciekawe wydarzenia dziejące się w tle. Guerrilla Games twierdzi, że tytuł wykorzystuje 100% możliwości konsoli Playstation 3. Można im wierzyć lub nie, ale technologicznie Killzone 3 jest wśród nielicznej elity. Wciągający i przystępny multiplayer zapewni tej grze dłuuuugą żywotność. Świetna implementacja kontrolera ruchowego Move, możliwość gry w dwie osoby na jednej konsoli i obsługa 3D. Produkcja Guerrilla Games ma wszystko to, czego można się spodziewać po nextgenowym tytule, którego otwarte zakończenie (widoczne PO napisach końcowych) sugeruje, że w produkcji jest kolejna część serii.
