Team Ninja obiecało grę osadzoną w czasach burzliwych przemian XIX-wiecznej Japonii, kiedy tradycja zderzała się z nowoczesnością. Od zawsze fascynowała mnie epoka samurajów – miecze, honor, rywalizacja klanów. Kiedy więc zobaczyłem pierwszy zwiastun „Rise of the Rōnin”, wiedziałem, że muszę w to zagrać. Czy ta produkcja spełniła moje oczekiwania? Największym atutem Rise of the Rōnin […]
Obecne technologie używane w grach pozwalają na implementację dość zaawansowanych silników rządzących prawami fizyki, jednak zwykle tego typu elementy znajdują się na drugim planie i za zadanie mają jedynie upodabniać grę do świata realnego. Hydrophobia: Prophercy nie jest na pewno prekursorem w kwestii bardzo interaktywnej fizyki, jednak właśnie ta produkcja w niezwykle dużym stopniu skupia się na zachowaniach jednego z żywiołów - wody.
Historia przedstawiona w grze Hydrophobia: Prophecy to mało oryginalna opowiastka. Jest rok 2051 i na świecie brakuje wody pitnej. Pewna fanatyczna organizacja nie chce dopuścić do uruchomienia nowego projektu, dokonuje aktu terrorystycznego na wielkim statku, na którym akurat znajduje się protagonistka - Kate Wilson. Najpierw walczy o przetrwanie, a po chwili z pomocą kolegi, z którym ma kontakt radiowy dąży do ukarania oprawców i uratowania statku. Z grubsza wydaje się to nawet przemyślane, jednak fabuła zamknięta w czterech godzinach gry została opowiedziana bardzo ogólnikowo. Nawet notatki, które można od czasu do czasu znaleźć nie są zbyt ciekawe. Tym większy jest to zarzut, ponieważ Hydrophobia: Prophecy to już poprawiona wersja tejże gry, która w pierwotnej, bardzo złej formie ukazała się jeszcze w 2010 roku.
Nie okłamujmy się jednak - to o wodę w tej produkcji chodzi. A raczej o to, co potrafi taka woda poczynić. Główna bohaterka zaraz po króciutkim prologu rzucona jest na głęboką wodę - dosłownie. Hektolitry tlenku wodoru zalewają dolne pomieszczenia przedzierając się przez drzwi i oszklone ściany. Fale wyglądają dość imponująco i podczas, gdy takie małe tsunami zalewa protagonistkę można poczuć masę tej wody. Oczywiście w granicach technologicznego rozsądku, ponieważ przed twórcami gier jeszcze długa droga, zanim będą zdolni odtworzyć zachowania żywiołów bliskie temu, co zobaczyć można chociażby za oknem.
Oprócz samej wody w grze bawić można się także elektrycznością. Wiszące gdzie nie gdzie kable zanurzone w wodzie trzeba obciąć, aby móc przejść, ale działa to także w drugą stronę i przydaje się przy eliminacji przeciwników. Bądź co bądź, ale przeciwnicy należą raczej do tych głupich. Owszem, chowają się za osłonami, ba, nawet zdarzało się, że chcieli mnie oflankować. Niestety wszystko to jest bardzo nieudolne i słabo wykonane. Podobnie niezbyt imponująco prezentuje się arsenał, który składa się z jednej broni z możliwością zmiany amunicji. Niemniej jednak do przejścia gry wystarczy dźwiękowy przecinak dostępny od samego początku gry i tylko przy końcowym bossie trzeba posłużyć się innym typem amunicji. Sam system strzelania jest raczej wątpliwej jakości, chociaż spełnia swoje zadanie. Przeciwników wysłać do piachu (a raczej na dno) można bardzo łatwo, chociaż ich strzały także mogą okazać się zabójcze. W tym momencie z pomocą przychodzi system chowania się za osłonami, który po prostu jest obecny i działa, ale raczej nie jest w żaden sposób innowacyjny. Wspomnieć trzeba także o walce pod powierzchnią wody. Po prawdzie nie ma jej wiele, ale na pewno urozmaica rozgrywkę.
W grze oprócz brodzenia po zalanych korytarzach i pomieszczeniach gracz musi także trochę poskakać i powspinać się. Kolorowe rury, które nagminnie umiejscowione są w niedorzecznych często miejscach pozwalają na przejście nad zniszczoną podłogą lub palącym się gazem. Dodatkowo - skoro to woda jest głównym elementem gry - nie mogło zabraknąć możliwości nurkowania. Gracz jest wręcz do tego zmuszony, gdy jakaś wielka fala przebije się przez właz i zaleje pokój. Musze przyznać, że sterowanie pod wodą jest dość intuicyjne i czasami jedynie kamera może się lekko zaplątać. Podczas pływania, czy też nurkowania używać można broni, więc rozwiązań związanych z eliminacją przeciwników przybywa.
Kate, która z zawodu jest inżynierem potrafi również bawić się w hakera. Pomaga jej w tym moduł hakujący o nazwie MAVI. Z jego pomocą odczytać można szyfry (znajdujące się na ścianach - dlaczego?) do pomieszczeń, otwierać drzwi na odległość oraz przechwytywać obraz z kamer. Bardzo przydatne urządzenie, które mocno urozmaica zabawę i jest niezbędne w wielu sytuacjach. Produkcja studia Dark Energy Digital to raczej średnia półka graficzna, którą można porównać do naszego rodzimego Afterfalla. Na pewno najlepiej prezentuje się tu woda, która w grze występuje w wielu postaciach i widać, że twórcy właśnie na tym elemencie skupili się najbardziej. Hydrophobia ma dość wysokie wymagania, jednak grać można na średniej klasy sprzęcie i tylko przy większych “akcjach” - zwykle z udziałem ognia na ekranie - odczuwa się spadki płynności. Od strony dźwiękowej jest raczej równo. Głosy postaci są dość dobrze dobrane, nawet od czasu do czasu pojawi się jakaś humorystyczna kwestia. Nic do zarzucenia. Muzyka jest trochę bezpłciowa, ale przynajmniej nie przeszkadza w grze.
Hydrophobia: Prophecy pozwala przez kilka godzin pobiegać zgrabną inżynierką po statku pełnym wrogo nastawionych jegomościów i popluskać się w wodzie. Gra nie nudzi się, ale tylko dlatego, że jest bardzo krótka. Polecam graczom, którzy lubią uruchomić grę z czystej ciekawości w celu sprawdzenia paru nowości mogących sprawić trochę radości. Dostępna jest na PC, Ps3 i X360 w dość niskiej cenie, jednak graczom, którzy szukają prawdziwej przygody i wysokiej jakości polecam Morze Bałtyckie lub inny zbiornik wodny, w którym można się utopić.
Grę w wersji na PC dostarczył wydawca