Starfielda dorwałem w Game Passie — jak zapewne wiele innych osób. Z początku nie oczekiwałem na tę grę jakoś ochoczo, ale gdy w dniu premiery wpłynąłem na gwiezdnego przestwór oceanu — całkiem mocno się wciągnąłem. Nie jest to może poziom wciągania Skyrima, przy którym 12 lat temu nastukałem 40 godzin w 3 dni, ale i […]
Polacy ze studia Flying Wild Hog postanowili stworzyć pachnącego old schoolem shootera FPP w klimacie cyberpunk. Czy zdołali wyprodukować dobrą i wciągającą grę, która pozwoli im zaistnieć na rynku?
W ciągu ostatnich lat większość FPS'ów podążało drogą wyznaczoną przez serię Call of Duty - akcja, dramatyczne wydarzenia, wszędobylskie skrypty i oczywiście samoodnawiające się punkty zdrowia. Hard Reset to ukłon w stronę starszych gier, w których wbieganie na apteczkę lub pudełko z amunicją było na porządku dziennym - i to mi się właśnie podoba w grze Latającej Dzikiej Świni.
Mamy wiek XXV. Ludzkość jest zagrożona przez sztuczną inteligencję, która wyrwała się spod kontroli swoich twórców. Populacja składa się z osób żyjących w prawdziwym świecie oraz tych, których świadomość przeniesiona została do wirtualnej rzeczywistości i przechowywana jest w sieci zwanej Sankturium. Niestety armia robotów sterowanych przez zbuntowaną SI zamierza przejąć i przyswoić całą wirtualną populacje. Aby do tego nie dopuścić agenci Korporacji, której członkiem jest major Fletcher (główny bohater), bronią Sanktuarium. Gdyby gracz pominął wszystkie komiksowe przerywniki filmowe, które za pomocą dymków oraz nagranych głosów aktorów pełnią rolę narracyjną, Hard Reset byłby tak naprawdę bez fabuły. Jest to na pewno najmniej udany element gry, ale czy w oldschoolowych grach FPS chodziło o fabułę? Na szczęście, jeżeli uważnie śledzi się wspomniane przerywniki filmowe, można zrozumieć o co chodzi i dlaczego.
Zwiedzając kolejne lokacje nietrudno przypomnieć sobie kilka scen z filmu “Blade Runner” z Harrisonem Fordem. Wszędobylskie latające śmieci, bannery i reklamy w połączeniu z ponurym, metalicznym designem tworzą niezwykły cyber-punkowy klimat. Na ulicach i korytarzach można spotkać na przykład robota sprzątającego krzątającego się pomiędzy gruzem i wrakami samochodów. Po za tym każda lokacja ma ukryte obszary, w których zawsze można znaleźć apteczki lub paczki z amunicją.
W samym centrum rozgrywki są dwie bronie dzierżone przez głównego bohatera. Jednak tak naprawdę każda z nich działa na pięć różnych sposobów. Zdobywane w trakcie gry punkty ulepszeń można inwestować w nowe modyfikacje broni lub ulepszenia istniejących trybów ognia. Pierwsza giwera to standardowy karabin, który po zakupie ulepszeń można używać jak strzelbę, granatnik lub wyrzutnię rakiet i min przeciwpiechotnych. Druga broń to bardziej złożona zabawka. Pod nazwą N.R.G. kryje się karabin energetyczny, którego modyfikacje pozwalają na użycie specjalnych trybów o działaniu analogicznym do pierwszej pukawki. Poza tym punkty ulepszeń można wydać, na przykład na zwiększenie wytrzymałości lub łatwiejsze wykrywanie wrogów. Wszystko to można kupić w spotykanych co jakiś czas naściennych sklepach. Po zbliżeniu sie do takiego urządzenia pojawia się holograficzne menu, jednak gracz nadal ma pełną władzę nad kierowaną postacią.
No dobra, są dwie giwery i dziesięć trybów ognia, ale do czego się w Hard Reset strzela? Przeciwnikami są roboty, które dzielą się na małe, wkurzające mięsko armatnie, średnie, już bardziej inteligentne humanoidalne cyborgi i duże, wytrzymałe roboty, w które trzeba wpakować nawet kilka pocisków z wyrzutni rakiet i przy okazji unikać ich zabójczych ataków. Poza tym na swojej drodze major Fletcher spotka dwóch bossów, z którymi walczy się dość nudnawo. Na każdym kroku znajdują się eksplodujące elementy otoczenia, które z powodzeniem wykorzystać można jako trzecią broń po prostu w nie strzelając. Hard Reset to gra trudna i może być mocno frustrująca. Ukończyłem ją na normalnym poziomie w pięć godzin ginąc co najmniej kilka razy na każdym z dziewięciu rozdziałów.
Sterowanie jest bardzo intuicyjne i prostolinijne tym bardziej, że w grze nie uświadczymy kucania - twórcy pozwalają jedynie skakać. Pierwsze dwa rozdziały przeszedłem za pomocą pada od Playstation 3 i wszystko byłoby dobrze, gdyby umożliwiono zmianę przypisania spustów. Sama rozgrywka wbrew pozorom nie jest szybka i do przejścia niektórych momentów trzeba wypracować odpowiednia taktykę.
Hard Reset nie tylko działa bardzo płynnie, ale także graficznie stoi na niezwykle wysokim poziomie. Wszystkie tekstury są ostre, efekty specjalne (w szczególności wybuchy) robią wrażenie, a gra świateł to bez wątpienia pierwsza liga. Dźwięk zmienia się w zależności od tego, co dzieje się na ekranie. Podczas walki lecą mocniejsze kawałki, by zaraz potem w ciszy słuchać wiejącego wiatru i tekstów z reklam na billboardach. Wszystko to tworzy klimatyczną otoczkę, w której można rozpływać się podczas eliminacji kolejnych robotów.
Autorski silnik Road Hog stworzony na potrzeby recenzowanej gry spisuje się świetnie. Jeżeli chodzi o optymalizację, to muszę przyznać, że odpalając grę na ustawieniach “Ultra” nie uświadczyłem prawie żadnych spadków ilości klatek na sekundę (oprócz sytuacji, w których na raz na ekranie było kilkunastu przeciwników i tyle samo eksplozji). Ciekawe jest to, że w rozdzielczości full HD średnia ilość FPS utrzymywała się na poziomie 60 klatek, natomiast w dużo mniejszej rozdzielczości 1280x1024 wynik był o 15 mniejszy.
Hard Reset długością rozgrywki nie grzeszy, ale gdyby dodać dwie czy trzy godziny rozgrywki mogłoby zawiać nudą. Fabuła jest i tylko to można o niej powiedzieć. Natomiast całą resztę, czyli piękną grafikę, klimatyczną muzykę, świetną optymalizację i (co najważniejsze) frajdę ze strzelania można porównać z produkcjami spod znaku AAA. Studio Flying Wild Hog nie zwojuje świata swoją pierwsza grą, ale Hard Reset to duży krok w dobrą stronę i twórcy mogą być z tej gry dumni. Jeżeli jednak chodzi o zawartość, którą dostajemy w cenie 70 zł, to moim zdaniem warto poczekać na jakąś promocję. Niestety Hard Reset jest troszkę za krótki i zbyt mało urozmaicony. Nie ma też multiplayera, który pozwoliłby na przedłużenie zabawy. Innymi słowy - lepiej być cierpliwym i nie rzucać się od razu na małego, ale pysznego kotlecika. Na zimno będzie tańszy, ale równie dobry.
Grę w wersji na PC dostarczył wydawca
