Team Ninja obiecało grę osadzoną w czasach burzliwych przemian XIX-wiecznej Japonii, kiedy tradycja zderzała się z nowoczesnością. Od zawsze fascynowała mnie epoka samurajów – miecze, honor, rywalizacja klanów. Kiedy więc zobaczyłem pierwszy zwiastun „Rise of the Rōnin”, wiedziałem, że muszę w to zagrać. Czy ta produkcja spełniła moje oczekiwania? Największym atutem Rise of the Rōnin […]
Był kiedyś taki okres w moim życiu, gdy chciałem tylko zaliczać i zaliczać, bez chwili wytchnienia i cienia refleksji. Na szczęście w pewnym momencie moje podejście do gier (i innych mediów rozrywkowych jako takich) zaczęło się znacząco zmieniać. Obudził się szacunek, chęć poznawania i eksploracji.
Nie ma nic złego w próbie wyciśnięcia każdego zapłaconego grosza w formie czasu spędzonego przy danej produkcji - pod warunkiem, że nie jest to sztucznie wydłużana zabawa. Ja do dnia dzisiejszego próbuję eksplorować to, co oferują gry, w które gram. Dla mnie granie jest jak lektura dobrej książki. Problem w tym, że kiedyś czytałem tylko streszczenia.
Spędzając tydzień w słonecznej Toskanii (Piza>Florencja>Lukka>Montecatini), zauważyłem pewną prawidłowość w sposobie zwiedzania nowych miejsc. Miałem oczy dookoła głowy, dostrzegałem więcej i szybciej. Zaglądałem w każdy kąt.
Dzięki temu zobaczyłem nie tylko najbardziej znane miejsca i zabytki, ale również poszwendałem się po tych pachnących historią (a czasami czymś jeszcze) uliczkach i placykach.
Widziałem jak inni turyści bezwiednie przechodzą obok nieco ukrytego wejścia do drugiego skrzydła muzeum z myślą, że to już koniec. Za późno, wyszli. Dokąd? Do kolejnego muzeum - byleby tylko zaliczyć.
Dlatego właśnie w podróży nie zwiedzam. Ja eksploruję.
Obecnie pojęcie eksploracji jest nieodłącznym elementem gier, ponieważ rozsiane po mapie znajdźki, monety i skarby potrafią znacząco wydłużyć czas przygody, a twórcy dzięki temu z dumą drukują na pudełku marketingowy bullshit w stylu “100 godzin hasania po łąkach (i szukania ciastek)”.
Wyobraź sobie, że grasz w jedną z Twoich ulubionych gier fabularnych. Nie musi mieć otwartego świata. Czy przesz do przodu, mapa za mapą, misja za misją, aż do napisów końcowych?
Ja kiedyś właśnie tak robiłem, pędząc przed siebie najszybciej jak się da i nie mogąc doczekać się końca. Nie zaglądałem do napotkanej jaskini, nie lądowałem na pobliskiej planecie. Po prostu prułem z punktu A do punktu B, by odebrać nagrodę za kolejnego questa w głównej linii fabularnej i zbliżyć się do końca. Nagroda oczywiście w ogóle mnie nie interesowała. Byłem zajęty myśleniem nad tym, jaką kolejną grę zaliczę, niczym szybki numerek w obskurnej toalecie.
A teraz wyobraź sobie, że jesteś we Florencji. Co robisz?
Nadmiar zabytków uwypukla jedynie te najbardziej znane i wystające w pionie. Podczas mojej wizyty w tym mieście przyjąłem założenie, że zobaczenie tylko najpopularniejszych miejsc będzie równie spektakularne, co przeczytanie pierwszego z brzegu przewodnika.
Oczywiście nie odmówiłem sobie tej przyjemności, ale pierwszy dzień pobytu rozpocząłem od okrążenia starego miasta uliczkami teraźniejszej Florencji, w której żyją ludzie, a nie liczące sobie ponad pięćset lat duchy. W ten sposób nakreśliłem sobie własne granice na mapie i mogłem rozpocząć eksplorację interesujących mnie miejsc.
Zbliżałem się do nieosiągalnego 100%. Zupełnie jak wizyta w nowym mieście w The Elder Scrolls V: Skyrim. Co prawda nie podchodziłem do każdego napotkanego przechodnia z pytaniem, czy ma dla mnie jakiegoś questa, ale po drodze odkryłem kilka ciekawych miejsc, w tym bardzo przytulną (i względnie tanią) kawiarnię, w której mogłem zregenerować punkty zdrowia i przy okazji skorzystać z darmowego Wi-Fi.
Zasada jest taka – najpierw zobacz to, do czego później nie będzie Ci się chciało wracać, bo do katedry Santa Maria del Fiore i tak pójdziesz, i zapłacisz te 10 €. Zbyt często ukończenie głównych misji w danym obszarze jest równoznaczne z paleniem za sobą mostów.
Niezależnie, czy siedzisz na kanapie przed telewizorem, czy pocisz się w tłumie turystów 1500 kilometrów od domu – staraj się czerpać przyjemność z tego co robisz i określ swój główny cel. Czy z tej podróży zapamiętam coś więcej niż widok katedry? Czy gram tylko po to, by zaliczyć?
Graj tak, jak podróżujesz. Podróżuj tak, jak grasz. Share on X