Starfielda dorwałem w Game Passie — jak zapewne wiele innych osób. Z początku nie oczekiwałem na tę grę jakoś ochoczo, ale gdy w dniu premiery wpłynąłem na gwiezdnego przestwór oceanu — całkiem mocno się wciągnąłem. Nie jest to może poziom wciągania Skyrima, przy którym 12 lat temu nastukałem 40 godzin w 3 dni, ale i […]
Już po pierwszych zapowiedziach nowych przygód Kratosa wiadomo było, że będziemy mieć do czynienia z czymś zupełnie innym niż dotychczas. Zmieniła się nie tylko mitologia — z greckiej na nordycką — ale także usposobienie głównego bohatera.
Ta druga zmian jest o tyle ważna, że pozwoliła na wyjątkowo dosadne odcięcie się od znanych z poprzednich odsłon rozwiązań, które były po prostu przestarzałe lub zbyt mocno wyeksploatowane. Pamiętam, że grając w poprzednie produkcje z serii God of War miejscami zmuszałem się do dalszej gry. Zwykle przez powtarzalność starć, bo co jak co, ale walka z pachołkami stawała się po prostu nudna i dłużyła się w oczekiwaniu na zderzenie z kolejnym bossem. A te gry nie były przecież przesadnie długie.

Boska rewolucja
I wtedy wszedł on, cały biały, z ciągnącym się przez całe ciało czerwonym tatuażem i długą brodą. God of War w 2018 roku to nowa jakość i powiew świeżości nie tylko dla tej serii, ale dla wszystkich gier akcji. Ta gra zaskakuje mnie na każdym kroku. Widać, że twórcy testowali wiele rozwiązań i nie bali się stawiać na te, które na pierwszy rzut oka mogły wydawać się dziwne lub wadliwe. Na przykład przedstawienie rozgrywki z jednej kamery — bez żadnych cięć. Nie ma tu chodzenia na żadne skróty. I to widać.

Pod względem fabularnym główny bohater również przeszedł swoiste katharsis. Kratos po wszystkich tragediach i rozgromieniu połowy panteonu bogów greckich wyniósł się daleko na północ i założył rodzinę. Chciałoby się powiedzieć „i żyli długo i szczęśliwie”, ale niestety los przygotował dla jego rodziny inny scenariusz. Wraz ze swoim synem Atreusem — pełniącym integralną funkcję w całej grze — wyruszają w podróż, której celem jest spełnienie ostatniej woli ukochanej Kratosa. Tak rozpoczyna się jego nowa przygoda.

Główny bohater nie jest już tym samym, tryskającym agresją półbogiem. Teraz priorytetem jest bezpieczeństwo jego syna. Nie znaczy to oczywiście, że w walce jest mniej brutalny. Po prostu musi być nieco bardziej odpowiedzialny. Główny wątek trwający około 20 godzin jest wyjątkowo wciągający i wywołuje efekt „jeszcze jednej tury”. Warto jednak nie śpieszyć się zanadto, ponieważ historia przedstawiona w God of War jest głęboka jak otchłań Tartaru i niezwykle satysfakcjonująca.

Synek tatusia?
Napisałem już, że Atreus pełni integralną funkcję w grze, prawda? Ten buntujący się młodzieniec pozwolił na pokazanie surowej, ale prawdziwie kochającej i wiarygodnej relacji między ojcem i synem. Do tego Atreus jest nie tyle postacią do ochrony, co raczej dodatkową bronią, która pomaga Kratosowi w walce. Chłopiec radzi sobie podczas starć bardzo dobrze i tym samym urozmaica dostępne w grze sposoby eliminacji przeciwników. Dodatkowo Kratos otrzymał pełnoprawny system rozwoju postaci i ekwipunku, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by skonfigurować styl walki do własnych upodobań.

God of War od zawsze prezentował bardzo wysoki poziom audiowizualny, zwłaszcza siedzi mi w pamięci God of War 3, który pod tym względem zmiótł całą konkurencję w 2010 roku. 8 lat później God of War zrobił to samo, tylko w jeszcze bardziej epickim stylu. Świat przedstawiony w grze jest tak szczegółowy i dopracowany, że ciężko się do czegokolwiek przyczepić. Projekty broni i ich fizyka, modele postaci, animacje. Wszystko jest na tak wysokim poziomie, że aż strach odpalić jakąś inną grę.

Do perfekcji jeden krok
Chyba jedynym mankamentem, na który cierpi nowy God of War, jest występujący miejscami backtracking z syndromem „księżniczki w innym zamku” oraz niezbyt czytelna mapa. Ten pierwszy problem występuje na szczęście dość sporadycznie. Świat w grze zaprojektowany został w taki sposób, by powrót w odwiedzone wcześniej miejsca był w jakiś sposób urozmaicony. Nadal mamy do czynienia z dość linearną rozgrywką, jednak podział na mocno zróżnicowane nordyckie krainy oraz możliwość prawie dowolnego podróżowania pomiędzy nimi sprawiają wrażenie, że mamy do czynienia z grą z otwartym światem w prawdziwie filmowej oprawie.

Natomiast w kwestii mapy świata najwidoczniej podjęto decyzję, że lepiej postawić na immersję i dostosować cały interfejs gry do dość minimalistycznego, nordyckiego stylu, zamiast atakować gracza zbędnymi informacjami. Potwierdzają to także świetnie przemyślana opcja wyłączenia całego HUD, ponieważ bodźce i efekty audiowizualne w samej grze mogą go bezproblemowo zastąpić. Na przykład, zamiast strzałek pomagających ustalić kierunek, z którego atakuje nas wróg, Atreus po prostu woła do Kratosa „Uważaj, za tobą”. Takie zabiegi pozwalają na całkowite przeniesienie się do świata gry.

Nowy God of War to arcydzieło i dowód na to, że warto eksperymentować, a czasami nawet porzucić pewne sprawdzone od lat rozwiązania na rzecz czegoś zupełnie nowego i niepewnego. To także bardzo ludzka opowieść o relacji między ojcem i synem. Bardzo polecam!
*Gra do recenzji dostarczona została przez PlayStation Polska.
