W związku z tym, że za 3 tygodnie premierę ma PlayStation VR 2….kupiłem sobie w końcu PS VR 1. I myślę, że dla wszystkich, którzy zwlekali z tym zakupem jest to świetna okazja, by nadrobić wiele zaległych gier. PS VR 2 niestety nie będzie wstecznie kompatybilne z grami PS VR 1 (trochę tytułów zostanie zaktualizowanych, […]
Destiny to dziwna gra. Prawie cały Układ Słoneczny na wyciągnięcie ręki, a gracze wolą strzelać godzinami do jaskini. Dosłownie. Jest to gra, która po pomieszaniu ze sobą kilku gatunków praktycznie nie ma kaca. Ale nie wszystko złoto, co się świeci.
Fabuła Destiny pełna jest symboli i niedopowiedzeń. The Traveler, czyli obiekt wielkości małego księżyca przybył do Układu Słonecznego i bum, nagle ludzkość rozwinęła się do tego stopnia, że skolonizowaliśmy kilka innych planet. Niestety The Darkness, czyli odwieczny przeciwnik Travellera pojawił się w naszym układzie i zaczął niszczyć wszystko na swojej drodze. Nieliczni, którzy przeżyli wycofali się na Ziemię, gdzie Traveler poświęcił się, by zapewnić im bezpieczeństwo - przynajmniej na jakiś czas. Można dostrzec motywy religijne i filozoficzne, ale ja tu widzę przede wszystkim świetnie skonstruowane uniwersum dla kolejnych gier i nie tylko.
Niestety poza zarysem świata w Destiny praktycznie nie ma fabuły. Kilka minut przerywników filmowych, z których nic nie wynika, a cała gra to posklejane ze sobą areny z kolejnymi falami przeciwników. Od momentu, gdy wskrzesza nas Ghost przemawiający głosem Petera Dinklage’a, aż do napisów końcowych. Nawet ostatnia misja jest do bólu powtarzalna i kończy się jak jakiś mało ważny quest poboczny.
Na szczęście ukończenie linii fabularnej to dopiero początek. Chociaż każdy gracz jest w posiadaniu własnego statku kosmicznego, rozgrywka ogranicza się tylko do walki na powierzchni planet. Obecnie dostępne są mapy na Ziemi, Księżycu, Wenus i Marsie. Stajemy do walki z czterema rasami obcych, o których przeszłości niewiele wiadomo, ale to w Destiny już standard. Responsywne sterowanie pozwala wykorzystywać różne strategie podczas potyczek i wszystko było by wspaniale, gdyby nie to, że boss na końcu misji chłonie pociski jak gąbka i wymaga kilku lub kilkunastu minut ciągłego strzelania i odpędzania się od zwykłych przeciwników. A wszystko po to, by otrzymać losową nagrodę, która zwykle nie jest tym, czego oczekiwaliśmy.
Destiny powstało z myślą o zabawie ze znajomymi lub losowo dobranymi graczami. Oczywiście większość misji da się ukończyć w samotności, ale zbyt często wraca się do tych samych miejsc lub powtarza te same misje, by sprawiało to za kolejnym razem jakąkolwiek przyjemność. Na najtrudniejsze raidy trzeba poświęcić nawet kilka godzin. Można je na szczęście robić po kawałku, bo gra resetuje nasz progres tylko raz w tygodniu.
Nie ma też przeciwwskazań, by rozwój postaci oprzeć tylko i wyłącznie o zabawę w trybach PvP. Te są wyjątkowo wciągające, a dzięki temu, że klasy postaci są całkiem dobrze zbalansowane, najbardziej liczą się umiejętności gracza, a dopiero później poziom doświadczenia i sprzęt. Do tego matchmaking działa bez zarzutu, także w trybach kooperacyjnych.
Tworząc nową postać wybór jednej z trzech ras jest czysto kosmetyczny. Natomiast klasy są nieco bardziej skomplikowane, ale niezależnie od decyzji rdzeń rozgrywki dla wszystkich jest mniej wiecej taki sam. Różnice polegają na kilku umiejętnościach specjalnych, które momentami mogą przeważyć szalę zwycięstwa. Na przykład Titan po naładowaniu mocy może uderzyć w ziemię i zmieść przeciwników w promieniu kilku metrów, a Hunter przywołać złoty pistolet, który zabija jednym strzałem.
Rozwój postaci podzielono na dwie części. Pierwsze 20 poziomów wbijamy za pomocą standardowych punktów doświadczenia, natomiast to, czy zdobędziemy kolejne 10 zależy tylko i wyłącznie od współczynnika Light w noszonej przez nas zbroi. Problem w tym, że aby taki sprzęt znaleźć, trzeba poświęcić ogromne pokłady czasu na grind i mieć przy tym odrobinę szczęścia.
W pierwszych tygodniach gracze znaleźli sposób na przyśpieszenie tego procesu w postaci tak zwanej Loot Cave, czyli jaskini, w której co kilka sekund pojawiali się przeciwnicy, a gracze ustawieni kilkadziesiąt metrów dalej godzinami do nich strzelali, robiąc sobie przerwy tylko po to, by wyczyścić ową jaskinię świecącą od leżących tam przedmiotów. Ostatecznie twórcy gry zablokowali tę możliwość i obiecali poprawienie systemu nagród wraz z kolejną łatką. Jednak gracze szybko znaleźli inną lokację, w której w ten sam prosty sposób można farmić przedmioty. Nie zmienia to faktu, że osiągnięcie maksymalnego poziomu to nadal żmudna praca i Bungie ma jeszcze sporo do naprawienia.
Destiny z pewnością nie zawodzi jeżeli chodzi o grafikę i ścieżkę dźwiękową. Gra jest piękna w każdym szczególe. I do tego świetnie zoptymalizowana. Zmienne warunki pogodowe oraz pora dnia i nocy na każdej planecie prezentują się inaczej i nadają wyjątkowego klimatu. Każdy screenshot z Destiny nadaje się na epicką pocztówkę, najlepiej z melodyjką, ponieważ muzyka w grze jest po prostu perfekcyjnie dopasowana. W menu, na orbicie, czy głęboko pod powierzchnią Księżyca.
Do tego zaiplementowano tu chyba najbardziej przyjazny interfejs, jaki kiedykolwiek widziałem. Nie trzeba przebijać się przez tysiące okienek, by ulepszyć broń, czy przejrzeć ekwipunek. Wszystko jest pod ręką. Oczywiście mówiąc o jakości tego co widzimy na ekranie mam tu na myśli wersję na PlayStation 4, chociaż grając na PS3 poza mniej szczegółową grafiką i obniżoną rozdzielczością nie zauważyłem większych różnic w rozgrywce.
Całkiem wygodnie gra się również za pomocą funkcji Remote Play na konsoli PS Vita. Sterowanie zostało specjalnie dostosowane do gry, i o ile nie pozwala to na przyzwoitą zabawę w trybach PvP, to w coopie sprawdza się nad wyraz dobrze.
Destiny otrzymuje ode mnie całkiem solidne cztery gwiazdki. Pod płaszczem strzelanki ukryto tak naprawdę zmodyfikowaną inkarnację Diablo z bardzo udanym PvP i wymagającym coopem. Pomimo powtarzalności misji ciągle mam ochotę grać i chociaż bardziej przypadły mi do gustu tryby PvP, to coop ze znajomymi zawsze okazuje się dobrym pomysłem. Natomiast dodatki, które pojawią się w przyszłości na pewno nieco rozszerzą znikomą fabułę, ale nie zdziwię się, jeżeli przyniosą ze sobą więcej pytań niż odpowiedzi.
