Team Ninja obiecało grę osadzoną w czasach burzliwych przemian XIX-wiecznej Japonii, kiedy tradycja zderzała się z nowoczesnością. Od zawsze fascynowała mnie epoka samurajów – miecze, honor, rywalizacja klanów. Kiedy więc zobaczyłem pierwszy zwiastun „Rise of the Rōnin”, wiedziałem, że muszę w to zagrać. Czy ta produkcja spełniła moje oczekiwania? Największym atutem Rise of the Rōnin […]
Czasami nie warto odkopywać perełek, bo można przez to zniszczyć nawet najpiękniejsze wspomnienia lub obnażyć pewne braki. Na szczęście Deadwood: The Movie nie zalicza się do tej grupy. Zmartwychwstanie tego kultowego serialu (mimo że tylko na chwilę) okazało się strzałem w dziesiątkę.
Są starzy znajomi, po których prawie nie widać, że od końca 3. sezonu minęło 13 lat. Formuła się trochę zmieniła (na szczęście Al Swearengen wciąż rzuca mięsem i makiawelicznymi mądrościami, uff...), ponieważ w serialu każdy odcinek opowiadał o wydarzeniach jednego dnia, a tutaj jednak trzeba było zmieścić dużo wątków w 110 minut.
Nie wszystkie wątki się zakończyły — i dobrze, bo na siłę nie wyszłoby z tego nic dobrego. Otrzymaliśmy za to bardzo zgrabne pożegnanie ze świetnym serialem. Jasne, że mocno spóźnione — o jakieś 10 lat — ale jednak bardzo doceniam to, że się ostatecznie ten film pojawił.
Deadwood (razem z The Wire) od lat siedzą na podium nie tylko wśród moich ulubionych seriali, ale także jako przykład perfekcji i konsekwentnej pracy nad utrzymaniem jakości. I na szczęście filmowe zakończenie w żaden sposób nie odstaje od oryginału.
Jeśli nie mieliście okazji obejrzeć serialu Deadwood, to szczerze do tego zachęcam. Trochę Wam nawet zazdroszczę, że nie doświadczyliście tego nagłego urwania wątku fabularnego na koniec 3. sezonu i będziecie mogli na świeżo obejrzeć również film.