Po 7 latach rządów PS4, pora na zmianę warty. Czy PlayStation 5 zdoła powtórzyć sukces swojej poprzedniczki? Na ten moment pierwsze co nasuwa się na samą myśl o PS5, jest brak dostępności tej konsoli w sklepach. Nawet teraz, na dwa miesiące po polskiej premierze, zakup graniczy z cudem. Winą można obarczyć COVID-19, skalperów, ale, bądź […]
Miejscami widać, że Days Gone miało oferować bardziej nieliniową fabułę opartą o moralne decyzje Deacona — głównego bohatera. Jednak najwidoczniej twórcy zrezygnowali z tego rozwiązania celem nadania mu — oraz całej historii — nieco bardziej wyraźnego charakteru.
Na początku fabuła rozwija się dość mozolnie, ale na szczęście później akcja się trochę zagęszcza i trzyma dobry poziom aż do końca. Czasami jednak misje polegają na tym, by gdzieś pojechać i zobaczyć trwającą 5 sekund rozmowę. I tyle.
Chyba największym wyróżnikiem Days Gone są hordy zombie, które nocą przemieszczają się po wielu obszarach mapy, a za dnia wracają do kryjówek. Ta mechanika pozwala w pewnym stopniu przewidzieć ryzyko spotkania lub przemyśleć strategię w razie potyczki.
W razie problemów najbezpieczniejszym sposobem na ratunek jest najlepszy przyjaciel głównego bohatera, czyli jego motocykl, którym poruszamy się po całym świecie gry.
Bardzo spodobało mi się rozwiązanie, by paliwo do naszej maszyny szybko się kończyło w trasie. Nadaje to grze dodatkowego wymiaru i może doprowadzić do sytuacji, że w najmniej oczekiwanym momencie — na przykład próbując uciec przed wielką hordą zombie — motocykl odmawia posłuszeństwa. W takich sytuacjach paliwo okazuje się bardziej wartościowe niż amunicja.