Po 7 latach rządów PS4, pora na zmianę warty. Czy PlayStation 5 zdoła powtórzyć sukces swojej poprzedniczki? Na ten moment pierwsze co nasuwa się na samą myśl o PS5, jest brak dostępności tej konsoli w sklepach. Nawet teraz, na dwa miesiące po polskiej premierze, zakup graniczy z cudem. Winą można obarczyć COVID-19, skalperów, ale, bądź […]
Po ponad 10 latach z serią Assassin’s Creed ciągle nie mam dość. Chociaż trzeba przyznać, że kolejne odsłony ogrywam już trochę z przyzwyczajenia niż czystej chęci.
Do Assassins’ Creed Odyssey podchodziłem właśnie w taki sposób - nie spodziewałem się, że czymś mnie urzeknie, że będzie w jakikolwiek sposób przełomowa. Chciałem po prostu zagrać w nowy odcinek zbójnickiej serii, zwiedzić trochę starożytnej Grecji i dobrze się przy tym bawić.

A tu nagle się okazuje, że Ubisoft – po sukcesie Origins – postanowił pójść jeszcze krok dalej i stworzyć coś naprawdę godnego uwagi – nie tylko miłośników Assassin’s Creed, ale także całych zastępów graczy, którym do szczęścia potrzeba czegoś więcej niż pięknych widoków, biegania po dachach i efektownych skrytobójstw.

Największym minusem Odyssey jest wymuszenie robienia misji pobocznych, aby ukończyć główny wątek fabularny – naprawdę ciężko popchnąć fabułę dalej, jeśli brakuje nam kilku poziomów doświadczenia.
Natomiast sama historia przedstawiona w grze jest bardzo dopracowana i trzyma się kupy, chociaż gdzieniegdzie widać wiele dość oklepanych rozwiązań (czyli standardowe “znajdź 3 artefakty…”).

Gdy w końcu udało mi się ukończyć główny wątek fabularny (a trwało to względnie długo), tak się jakoś złożyło, że dwa tygodnie później leciałem na moją własną, kilkudniową przygodę we współczesnych Atenach.
Tym bardziej byłem pod wrażeniem klimatu i zabytków, po których jeszcze nie tak dawno temu biegałem, skakałem i zabijałem jako najemniczka Kassandra.
I muszę przyznać, że wersja Aten od Ubisoftu na pewno wygrywa pod przynajmniej jednym względem – nie ma w niej tylu turystów.
* Grę do recenzji dostarczył Ubisoft